W tym roku po raz kolejny spędzę Święta Bożego Narodzenia poza rodzinnym domem
Nie, żeby mnie tam nie chcieli.
Chcą, nawet bardzo, mam nadzieję 🙂
Najzwyczajniej tak się złożyło, zresztą prawie jak co roku, że znów nie uda się dotrzeć do mamy na kolację wigilijną.
Po Świętach przyjadę i przywiozę plecak pełen prezentów, może rodzina mi wybaczy, nieobecność podczas Świąt.
Uwielbiam obchodzić festiwale, święta, uroczystości w różnych krajach. Bardzo mnie ciekawi jak ten czas spędza się, celebruje. Odkrywać nowe zwyczaje, poznawać kuchnie, tradycje.
W tym roku Święta spędzam w Barcelonie z moją zaprzyjaźnioną katalońską rodziną.
Dzięki temu dowiedziałam się o istnieniu Tió, który jest bardzo ważnym elementem Świąt Bożego Narodzenia.
Tió; to najprościej mówiąc pieniek drzewa, podparty dwiema nogami. Z wymalowaną twarzą i czerwoną czapką mikołajkową na głowie.
Karmi się go przez kilka dni, zapewnia atrakcje, żeby się nie nudził, otula kocykiem, aby nie marzł.
25 grudnia jest jego dzień.
Zaczyna się go bić, śpiewa specjalne na tą okazję świąteczne piosenki, a on wyrzuca się z siebie prezenty.
Taka właśnie ciekawa tradycja.
Nasz Tió od kilku dni mieszka w salonie.
Każdego dnia ma na talerzyku owoce, ciasteczka, jest mu ciepło, chyba jest szczęśliwy, bo nawet czasem coś napisze albo narysuje. 25 grudnia zobaczymy czy zasłużyliśmy sobie na prezenty.
Wesołych Świat i pięknych podróży w Nowym Roku 🙂
Dziękuję i wzajemnie